piątek, 30 grudnia 2016

Bilans grudnia i życzenia

Koniec roku to doprawdy szaleństwo, biorąc pod uwagę częstotliwość moich wcześniejszych wpisów ;) Choć niektórzy mogą tego tak nie odbierać, zwłaszcza Ci, którzy lubią się na co dzień dzielić swoim życiem. Cóż, ja do tych osób nie należę i dwa wpisy w miesiącu traktuję jako wyczyn.


Jeśli chodzi o bilanse poszczególnych miesięcy (bo moje zeszłoroczne noworoczne postanowienia podzieliłem na miesiące), to było/jest tak. Ponieważ grudzień jest tradycyjnie pracowitym miesiącem, nie upakowałem w nim dużo postanowień. Zresztą jaki sens miałoby obiecywać np pomoc żonie w przedświątecznych zakupach czy sprzątaniu, skoro i tak oczywiste jest, że się od tych "przyjemności" nie wykręcę? :)


Mój bilans grudnia ma charakter mieszany. Postanowiłem sobie - rok temu! - zabrać ją na porządny bal sylwestrowy i koncert noworoczny. Na obie imprezy kupiłem bilety już dawno, choć pokazałem jej ostatnio (zresztą ku ogromnej radości). A więc - postanowienia do przodu. Jest jednak jedno wielkie, ogromne ALE, przez które mamy ostatnio w domu mieszane emocje - od współczucia i "głaskania po główce", po awantury, że "sam jestem sobie winien, bo nie uważam". A mianowicie - złapałem grypę i raczej do jutra się z niej nie wykaraskam... Opcje są dwie - iść chorym, albo odwołać imprezę... Gdyby to zależało tylko ode mnie, odwołałbym, ale że to będzie fatalny początek przyszłego roku, więc zapewne naszprycuję się czym się da i pójdę. Przynajmniej na początku roku będę mógł liczyć na współczucie i dobrą opiekę, zamiast na fochy...


No więc póki co kończę i życzę Wam miłego Sylwestra oraz zdrowego i szczęśliwego Nowego Roku.

środa, 7 grudnia 2016

Przełamałem się

No więc przełamałem się i ten pech, który sprawiał, że bywałem na moim blogu raz w miesiącu, robiąc podsumowanie moich noworocznych postanowień. Byłem z dwa tygodnie temu i jestem dziś. Jak na moje ostatnie możliwości jest to sukces. Swoją drogą chyba muszę częstsze pisanie postów ustalić jako postanowienie przyszłoroczne.

Ogarnąłem się z prezentami świątecznymi, co jest jeszcze większym sukcesem. Na moją wielką niekorzyść świadczy natomiast fakt, że znowu zacząłem palić. Niestety mam współpracowników, z którymi od czasu do czasu należy coś omówić "na spokojnie", czyli nie przy biurku. Kolejne "niestety" to to, że wszyscy palą. A że głupio tak wychodzić na dymka i stać jak ten kołek wdychając dym kolegów, który jakoś dużo bardziej przeszkadza jak się samemu nie kopci, więc zacząłem. Miało być tak tylko okazjonalnie, a wyszedł gówniany "come back". Tym samym mam już jedną (a nawet drugą, po tych częstszych wpisach) rzecz, do wpisania na listę przyszłorocznych noworocznych postanowień.

Dzieciaki zadowolone z mikołajkowych prezentów i tych, które dostały w domu, i tych ze szkoły. Słowo daję, czasem mam wrażenie, że powinienem w warsztacie zamontować jakąś profesjonalną linię do produkcji zabawek, gadżetów i innych "uszczęśliwiaczy". I nie będę komentował i rozpisywał się na temat długości trwania tego szczęścia... Mogłyby znaleźć sobie jakieś hobby. Nie szukałbym "po omacku" tego, co może im się spodobać i jakoś tak może wydawałoby się łatwiej...

piątek, 25 listopada 2016

Znowu hurtowo

Znowu "hurtowo" muszę potraktować miesiące, bo okazało się, że jeszcze nie podsumowałem października, a już się kończy listopad.


Październik to wielki minus w moich planach. Miał minąć na wycieczkach. Właściwie zaplanowałem wyjazdy na każdy weekend, bo w ostatnich latach październik był piękny, kolorowy i ciepły. Wybraliśmy się tylko raz na grzyby, w ramach jakiegokolwiek wyjścia z domu, bo szkoda było angażować środki na dalsze wyjazdy, przy tak brzydkiej pogodzie. Było zimno i mokro, i choć zbiory się udały, to rodzina kręciła nosem. Poniewczasie sobie pomyślałem, że zamiast czekać z tygodnia na tydzień na ładniejszą aurę, trzeba było zabrać rodzinę do jakiegoś ośrodka spa położonego w ciekawej okolicy przy aquaparku. Dzieciaki siedziałyby cały dzień w wodzie, żona na jakichś zabiegach, a ja miałbym czas na zwiedzanie okolicy. No, ale gdyby dziadek wiedział, że się przewróci, to by usiadł :) Skutek - niezrealizowane plany, ale zaoszczędzone pieniądze, więc może jednak ten minus nie jest aż tak wielki...


Za to muszę się sprężać, żeby zrealizować postanowienia listopadowe. Ponieważ w grudniu jest zawsze zamieszanie z ponadprogramowymi zajęciami w stylu: choinka, dokładne, drobiazgowe czyszczenie i sprzątanie wszystkiego (łącznie z odsuwaniem wszystkich szafek i czyszczeniem każdej, najmniejszej pierdółki i łącznie z wścibianiem nosa do mojego warsztatu, bo "tam też ma być czysto, bo jak będę potrzebowała np. piły do ucięcia jakiejś gałązki z choinki to nie chcę się pobrudzić"), więc w listopadzie chcę ogarnąć świąteczne prezenty. Przyznam szczerze, że idzie mi to jak krew z nosa, ale początki jakieś tam są. Dzisiaj dzieciaki idą na dyskotekę, więc wymyśliłem sobie, że je zawiozę i przywiozę, a w międzyczasie skoczę do galerii i kupię wszystko co potrzeba. Mam więc dużą szansę na potraktowanie listopada plusem.

piątek, 7 października 2016

Co było we wrześniu

Słowo daję: kiedy postanowiłem robić wpisy bilansujące poszczególne miesiące i moje wywiązywanie się z postanowień noworocznych, nie przypuszczałem, że to będą jedyne posty na moim blogu. No, ale niech już tak będzie. Gdyby nie to, pewnie pisałbym jeszcze rzadziej.


Bilans września wyszedł na plus. Miałem wpisane co prawda tylko jedno zadanie, ale kosztowne i angażujące sporo pracy, a mianowicie założenie w kuchni ogrzewania podłogowego, o którym żona marudziła całą zeszłą zimę. Zresztą wcześniej też. Postanowiłem załatwić sprawę oddzielnym ogrzewaniem elektrycznym. Niestety trzeba było zdemolować kuchnię i demontaż wszystkich szafek i wystawienie wszystkiego to był mały pikuś. Generalnie wyszła z tego niezła demolka, a że od nieczynnej kuchni gorsza jest tylko nieczynna łazienka, to pod koniec było już naprawdę nerwowo. Na szczęście ekipa uwinęła się dość szybko. Na podłogę położyliśmy deski, bo stwierdziliśmy, że kuchnia to nie łazienka i wcale się tam tak bardzo nie chlapie, a deski są cieplejsze niż kafle, a poza tym jak coś spadnie to się nie rozpryśnie na tysiąc kawałków. Ciekaw jestem tylko jak często rzeczywiście to ogrzewanie będzie włączane. Przypuszczam, że po pierwszym nacieszeniu się będzie gadanie, że kurz się unosi i żeby nie włączać. Ale to już nie mój problem. Ja swoje zrobiłem i bez względu czy było to niezbędne czy kompletnie niepotrzebne, nikt mi już nie może zarzucić, że "obiecywałeś", "a ja tak bym chciała, a ty nie" itd. ;)


Październik, który zwykle jest ciepły i piękny, rozpoczął się deszczem i chłodem. Dziś, gdy wstawałem było + 3 stopnie... Mieliśmy zaplanowanych kilka wycieczek, ale chyba nic z tego nie będzie. W ten weekend myślałem, żeby wyskoczyć w Góry Stołowe, na Szczeliniec Wielki, ale obawiam się, że skały mogą być śliskie, a przejechać się po nich to średnia przyjemność. Może rodzinka zaplanuje coś innego. Najgorszy jest ten czas przejściowy pomiędzy ciepłą jesienią a zimą. Dziwne, ale raczej nie odczuwam zimna gdy jest mróz, za to przeszkadzają mi temperatury od 0 do +5.


A dziś rano jak słyszę wiele osób debiutowało w tym roku skrobaniem szyb w samochodach...

piątek, 2 września 2016

Bilans lata

Lato, lato i po lecie. Miałem bilansować każdy miesiąc z osobna, ale nie wyszło, bo akurat na przełomie lipca i sierpnia wyjechaliśmy na wakacje, a później było tyle pracy, że nie starczyło czasu*/zapału*/ochoty* (*powinno być: niepotrzebne skreślić, ale to chyba suma wszystkich czynników) na zamieszczenie notatki. Zresztą wakacyjne wyzwania w moim planie potraktowałem łącznie, więc i łącznie się z nich rozliczę.

W części wakacyjnej było niezabieranie pracy na wakacyjny wyjazd. No cóż, nie do końca udało się to zrealizować. Trzeba było spędzić trochę czasu niemal codziennie przy laptopie... A że czasu cofnąć się nie da, ani wyjazdu powtórzyć, nie przepisuję tego postanowienia na kolejne miesiące. Trudno. Nie wszystko w życiu wychodzi.

Udało mi się za to przeprowadzić prace ociepleniowe u rodziców, choć efekty lub ich brak będą mogli stwierdzić dopiero w zimie. Otóż ociepliłem stropy - pomiędzy piwnicą i parterem (od strony piwnicy) oraz pomiędzy strychem i piętrem (od strony strychu). A skłoniło mnie do tego zdanie kolegi, który mieszka w budynku wielorodzinnym na parterze (porządnie ponoć ocieplonym od dołu) i z grubymi stropami między piętrami, który - przekładając na metraż - płaci dużo mniej za ogrzewanie niż rodzice mieszkający w ocieplonym z zewnątrz domu. Oczywiście rozumiem, że inna jest cyrkulacja powietrza w mieszkaniu i inna w domu, ale mimo wszystko postanowiłem podjąć próbę dodatkowego uszczelnienia części mieszkalnej. Wyszła mi z tego taka trochę termo - kostka.
Poza tym założyłem taką membrana epdm i nowy daszek w garażu, bo po wiosennej wichurze mam wrażenie, że ledwo się trzymał. Mama nawet bała się przechodzić koło niego w czasie wiatru. To zostało dobrze zrobione. Nie muszę czekać na testy. Jestem więc bardzo zadowolony, że coś tam wyszło.

Młody wrócił z survivalu zachwycony. Nie straszne mu były nawet 3 dni bez prysznica, choć w domu wrócił do dawnych przyzwyczajeń czyścioszka. Widzę jednak, że w wielu rzeczach stał się bardziej samodzielny - w sensie nie pyta ciągle o różne rzeczy tylko kombinuje sam. Młoda powiedziała, że w przyszłym roku też chce jechać na obóz. No to czas zacząć odkładać fundusze...

wtorek, 28 czerwca 2016

Bilans czerwca

Jeszcze 3 dni do końca czerwca, ale już postanowiłem go zbilansować, bo akurat mam wolną chwilkę. Od wielu lat czerwiec to u nas okres wzmożonej pracy, nie planowałem więc żadnych dodatkowych prac w domu, bo wiedziałem, że będą trudne do wykonania. Moje postanowienia to: nie siedzieć za długo po godzinach, odpocząć, pomóc dzieciakom w wyciąganiu ocen - w sensie pomóc im w nauce (standard czerwcowy w ich szkole), zaopatrzyć je w niezbędne rzeczy na obozy i kolonie. No i z wszystkim się pięknie wyrobiłem :) Do planów lipcowych muszę sobie dopisać uspokajanie żony. Bo było tak: razem z Młodym uradzili wysłanie go na survival. To jego debiut na aż takim obozie: w sensie spania w namiotach w lesie (a nie w pensjonacie, względnie w domkach campingowych), dużo zajęć w lesie i na jeziorze, wędrówki itd. Teraz okazało się - gdy zacząłem Młodemu uzmysławiać co musi zabrać, że nagle się wystraszyli: żona - tego, że "dzidziuś" będzie spał niemal pod gołym niebem, w lesie, gdzie grasują hordy kleszczy, komarów, pająków i Bóg wie czego jeszcze, narażony na łaskę i niełaskę pogody, a Młody - niewygód, do których nie jest przyzwyczajony. Biorąc pod uwagę, że Młody jest typem czyściocha perfekcjonisty, który nie wyszedłby z domu w porwanych czy brudnych ciuchach, nie umyty i z nie ułożoną fryzurą na "naturalny look", wróżę mu niezły szok dla organizmu. Co innego wybrać się z kumplami w plener na jeden dzień, a co innego "bawić się" tak przez 2 tygodnie :) Osobiście uważam, że dobrze mu to zrobi. Może trochę zmężnieje, usamodzielni się; zresztą wszystko już opłacone. Żona zrobiła mu listę rzeczy, które miałby zabrać, ale kazałem jej się zastanowić, bo wszystko ma zmieścić do plecaka, a nie dwóch walizek i plecaka. Moim zdaniem wystarczy komplet bielizny, kąpielówki, coś przeciwdeszczowego i coś ciepłego (na wypadek gorszej pogody), no i buty profilaktyczne bardziej zróżnicowane - klapki pod prysznic i na plażę, trekkingi na łażenie po lesie i lekkie adidasy. No i oczywiście śpiwór, karimata, scyzoryk, menażka (to kolejne wow w rodzinie, że dziecię będzie w czasie wędrówek jadło z menażki). Jako były harcerz traktuję to jako coś naturalnego, ale rozumiem, że dla Młodego to ekstremalny oldskul ;) Szczęście, że z Młodą nie ma takich problemów. Ona się śmieje z brata, że nie jedzie z nią na "normalną" kolonię. Choć oczy jej się świecą na jego obóz, bo biorąc pod uwagę charaktery i zamiłowanie moich dzieciaków, jakoś bardziej bym ją tam widział niż jej brata... Może w przyszłym roku się skusi.


Podsumowując, czerwiec na plus.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Bilans maja

Już połowa czerwca, a ja jeszcze ku pamięci (swojej) nie zrobiłem bilansu realizacji moich postanowień noworocznych zaplanowanych na maj... 


A zatem, najpierw rzeczy przeniesione z kwietnia: na siłownię się nie zapisałem. Uznałem, że przy tej pogodzie byłaby to strata kasy i czasu na lepsze zajęcia. Biegam za to i jeżdżę na rowerze. To przyjemniejsze o tej porze roku. Siłownię odkładam więc na bliżej nie określony czas jesienią. W miejsce wyciętej śliwki wsadziłem morelę. Zobaczymy co z tego urośnie, znaczy czy będzie miała smaczne owoce. Przekopałem część ogrodu, która zaczęła mi krzakami zarastać. Wyszło z tego więcej roboty niż się spodziewałem, ale udało się usunąć wszystkie (chyba) korzenie niezidentyfikowanego "obcego". Teraz usiłuję odbudować trawnik.


Jeśli chodzi o postanowienia od początku majowe, to były one proste w realizacji. Miałem zapisane tylko dopilnowanie grafiku wyjazdów dzieciaków i opłacanie ich (kosztowna rzecz, ale nie wymagająca przynajmniej wysiłku fizycznego) oraz uporządkowanie terenu na cmentarzu wokół grobów dziadków, bo latem strasznie wokół zarasta, a zima, przedzimie i przedwiośnie to czas na totalne błoto, na którym można by zapasy ćwiczyć. Wyplewiłem, położyłem kostkę, a dookoła niej jeszcze wysypałem kamyki i popsikałem środkami chwastobójczymi. Efekt jest świetny.


O dziwo, realizacja planów na plus. Wychodzi na to, że planowanie miesięczne jest dużo skuteczniejsze od rocznego...

piątek, 6 maja 2016

Bilans kwietnia

Hmm... Przepisane z marca postanowienia nie do końca udało się spełnić. Niestety siłka nadal pozostaje w sferze planów, więc została przepisana na maj... Kwiecień był zimny, niewiele dało się zrobić na ogrodzie, ale żeby nie przenosić wszystkich postanowień, zebrałem się w sobie i wyciąłem i wykarczowałem śliwę. Teraz żona siedzi i zastanawia się co tam posadzić - morelę czy wiśnię, bo i to ją korci i to nęci.


Co do rzeczy, które miały być wykonane w kwietniu, to ech, była tylko jedna i co prawda ją zrobiłem, ale w długi weekend. Mieliśmy wtedy wyjechać do rodziny, ale żona się rozchorowała i nie chciała z domu ruszyć, więc weekend spędziłem na olejowaniu podestu na ogrodzie. Bardzo rzetelnym olejowaniu, bo rozebrałem go na części i dokładnie pomalowałem z wszystkich stron. Matka stwierdziła, że kolor wyszedł przepiękny i jej meblościanka fajnie by wyglądała jakby ją oczyścić z lakieru i pomalować takim olejem. No, jakoś nie sądzę, żeby znalazł się chętny na jechanie papierem takiej powierzchni. Prościej byłoby oddać ją do odnowienia do jakiegoś zakładu stolarskiego.


Na plus należy zaliczyć jeszcze zapisanie dzieciaków na kolonie - osobne, bo nie mogli się dogadać gdzie chcą jechać. Dogadali się za to z kolegami/koleżankami, więc niech sobie jadą oddzielnie, odpoczną od siebie i może nie będą się tak kłócić. A że wyjeżdżają niemal w tym samym czasie, więc i my odpoczniemy.


A jeszcze a propos zajęć, dopisałem do planów majowych gruntowne przekopanie ogrodu w jednym (nie małym) rogu, co będzie się też niestety wiązało ze zrujnowaniem tam trawnika, bo mi zaczynają jakieś krzaki wyrastać... Kiedyś sąsiad miał coś podobnego w ogrodzie i wyciął. Przypuszczam jednak, że paskudztwo puściło korzenie we wszystkie strony, także pod mój ogród i teraz będzie co chwilę wypuszczać gdzieś kępy. Muszę koniecznie się tego pozbyć, zanim trudno będzie opanować sytuację. Jakoś dziwnie jest z tymi krzakami, że dopóki rosną to jest ok, a po wycięciu włącza im się system obronny i robi się dżungla.

środa, 13 kwietnia 2016

Jak długi powinien być wpis na blogu?

Nie będę się wymądrzał, że wiem jak długi powinien być wpis. To pytanie do Was, moi Drodzy. Ile powinno być napisane, żeby Was zainteresować i nie zniechęcić obszernością wypocin?


Jeśli o mnie chodzi to uważam, że dużo zależy też od szablonu bloga - niektóre (tak jak u mnie) mają małą czcionkę i nawet dłuższy tekst "wygląda na krótszy", inne mają duużo większą czcionkę i szerszą linię, stąd krótsze teksty wyglądają na obszerniejsze. Dobrze Wam się je czyta?

piątek, 1 kwietnia 2016

Bilans marca

Bilans marca trochę poprawił bilans lutego, w którym nie udało mi się wybrać na stok. Na początku marca przyprószyło trochę śniegu i udało mi się na chwilę wybrać w góry. Choć trudno powiedzieć, że nauczyłem się jeździć na snowboardzie, to jednak na desce stałem, jakoś tam kawałek przejechałem bez wywrotki, obyło się bez gipsu, więc pozytywne początki są, chociaż nie jestem przekonany czy to rzeczywiście lepsza zabawa niż narty. Ale będę jeszcze w przyszłym roku upewniał się co wolę. No i co najważniejsze - będę mógł świadomie wybrać :)


W marcu miałem plany systematycznego chodzenia na siłownię, bo wiek już nie ten, żeby bez systematycznych ćwiczeń wyglądać jak młody bóg, a jeszcze nie ten, żebym chciał sflaczeć, ale jakoś się nie złożyło. Za dużo było biegania i załatwiania innych rzeczy. Przepisałem to postanowienie noworoczne na kwiecień i oby się udało. Miałem też wyciąć i wykarczować śliwę, bo chyba dopadł ją jakiś wirus - od 3 lat ma brzydkie owoce, których nie jemy, na których można się nieźle przejechać jak opadną i które ściągają mnóstwo os. Ale zrobiło się zimno i deszczowo, więc się nie zdecydowałem. To również przekładam na kwiecień, w którym robi się tłoczno od postanowień. Ale jestem dobrej myśli.


Zwrot podatku dostaliśmy w tym roku po 2 miesiącach od złożenia rozliczenia, więc całkiem nieźle. Podatkowo więc wszystkie sprawy mamy załatwione.

środa, 9 marca 2016

Pytania

Wczoraj:
- Tato, gdzie w tym roku jedziemy na wakacje?
- Nie wiem, skarbie. Planujemy latem remont, więc jak się nie wyrobimy to pojedziecie do babci.
- Eeeeee...?
- No i oczywiście na kolonię.
- Eeeeee, a Maciek jedzie na Kubę. My też moglibyśmy się wybrać gdzieś daleko.
Niestety tę rozmowę usłyszała żona i podłapała temat. Zaczyna się okres marudzenia. Oczywiście z planów rozkucia kuchni nie zrezygnowała. W nogi im zimno, więc trzeba zrobić ogrzewanie podłogowe. I to najlepiej tak w międzyczasie, jak np. ona w delegacji będzie, i żeby to nie kolidowało z innymi planami. A wydatki? "No przecież to tylko kilka metrów kwadratowych, na pewno nie będzie drogo, damy radę".

Dziś:
- Tato, a wiesz, że w Wielkanoc prezenty przynosi królik, a nie Mikołaj.
- A widziałaś kiedyś królika, który kica z prezentami?
- No ale tato, to taka tradycja.
- Tradycja to święconka, żurek i mazurki.
- Ale tato, prezenty też. Inne dzieci dostają...
- Ale skarbie, więcej dzieci właśnie nie dostaje. Poza tym tradycją jest też robienie lekcji zaraz po przyjściu ze szkoły, a nie po nocach; zjadanie wszystkiego co się na talerzu dostanie, a nie wybrzydzanie i dbanie o zwierzęta jeśli się je chciało, a nie zrzucanie wszystkiego na rodziców.
- Ale taaaaatooooo...
Tę rozmowę również usłyszała małżonka i znów niekonsekwentnie poparła dziecko, że oczywiście w Wielkanoc króliki noszą prezenty, a ja mam nie psuć jej dzieciństwa... Jakoś nie sądzę, żebym miał zepsute dzieciństwo, a o żadnym króliku noszącym prezenty nawet nie słyszałem... Powiedziałem, że moim zdaniem to komercja, psucie dzieci i hodowanie takich roszczeniowych i rozrzutnych ludzików. Znów jest foch.

wtorek, 1 marca 2016

Bezwzrokowe pisanie na klawiaturze

Żeby nie było, że u mnie tylko same bilanse, dziś zamieszczam wpis "neutralny" tematycznie. No możne nie do końca. Bo z uwagi na to, że spadł śnieg, pojawiła się nadzieja na naukę jazdy na snowboardzie w jakiś marcowy weekend. Jeśli się da, bo do świąt niedaleko i nie wszystkie weekendy będę miał do swojej dyspozycji...


A żeby być słownym, że będzie na inny temat, polecam Wam naukę bezwzrokowego pisania na klawiaturze. Nie dość, że człowiek pisze wszystkimi palcami, więc nie męczy dwóch :) to jeszcze nie musi patrzeć na klawiaturę, tylko np na ekran. Choć tak naprawdę i to nie jest konieczne. Wiele razy, kiedy miałem zmęczone oczy, zdarzało mi się pisać z zamkniętymi oczami, albo przepisując jakiś fragment z tekstu patrzeć na niego, zamiast na ekran. Jak ktoś pracuje przy komputerze, to naprawdę polecam tę naukę. Później jest to duża oszczędność czasu i energii.

środa, 24 lutego 2016

Bilans lutego

Już teraz wiem, że bilans lutego wypadnie na minus i postanowienie noworoczne na ten miesiąc nie zostanie zrealizowane. Miałem się nauczyć jeździć na snowboardzie, co więcej nie migałem się od tego, tylko pogoda nie dała mi szans na spełnienie postanowienia. Chciałem się nawet wybrać z chłopakami w Alpy na parę dni, ale zostałem zakrzyczany, że jak przyjemności to dla wszystkich, a nie tak solo. Rodzina.


Mimo, że zimą niewiele było mrozu, a więcej deszczu, jednak pogoda, a może i czas zaszkodziły naszemu wideodomofonowi. Co prawda zakładaliśmy go małym kosztem, bo akurat dużo było innych, ważniejszych wydatków, ale miałem nadzieję, że jeszcze trochę "pożyje". A tymczasem tego typu chińszczyzna (bo jest i lepsza, skoro wszystko stamtąd do nas trafia) okazała się tandetna i szybko psująca. No cóż, może po prostu zmienię moje postanowienie lutowe z nauki jazdy na snowboardzie na nowy wideodomofon i pozostanę z realizacją postanowień nadal na plusie... :) A jak nie to będzie 1:1. Też nieźle, ale mniej obiecująco na przyszłość.


Jeździłem wczoraj trochę na rowerze i stwierdzić muszę, że Polacy to straszni śmieciarze. Śmieci walają się koło śmietników i to nie na zasadzie, że wiatr coś rozwiał. Po prostu ludziom nie chce się podnieść ręki i ich wrzucić. W pobliżu wyjść z bloków (własnych) robią sobie "dzikie" śmietniska i ustawiają worki, przy ścieżce rowerowo - pieszej pełno papierów, plastikowych butelek, kubków po napojach, torebek po żarciu z McDonalda czy KFC. Słowo daję, niektórzy nie powinni nic dostawać na wynos. To tak jak z wózkami przed marketami, dopóki były na monety - były odstawiane na miejsce, a teraz jak są za darmo to walają się po całym parkingu, bo miłej pani czy panu zmęczonym niewątpliwie po siłowni czy bieganiu, nie chce się koszyka odstawić. Siano z butów wyłazi nawet tym, jeżdżącym drogimi samochodami. Jak mówiła moja babcia: jak ktoś się wieśniakiem urodził, to i wieśniakiem umrze. Mając oczywiście na myśli wieś mentalną, a nie geograficzną.


Miłego dnia.

wtorek, 2 lutego 2016

Bilans stycznia

Póki co, albo raczej powinienem napisać - w styczniu, bo na "póki co" jeszcze za wcześnie, mój sposób na postanowienia noworoczne się sprawdził. Teraz mogę się przyznać, że postanowiłem sobie w pierwszym miesiącu roku zrobić porządek w garażu (w którym mam też warsztat). Miało być przejrzenie rzeczy potrzebnych i niepotrzebnych, wyrzucenie zbędnych i posegregowanie niezbędnych, bo odkąd wdrażam syna w majsterkowanie (gender genderem, ale chłopak powinien wiedzieć co to śrubokręt, młotek i klucz francuski ;) ), zrobił się tam straszny burdel. A zatem, miały być porządki i dokupienie kilku skrzynek, a skończyło się na wyrzuceniu starych szafek i kupnie nowych, bardziej "warsztatowych", a mniej kuchennych, nowych skrzynek też, montażu kilku uchwytów na sprzęty i w ogóle wielu godzinach spędzonych w garażu. W sumie cieszę się, że zabrałem się za to w zimie, bo ogólnie teraz jest mniej pracy. Przy okazji nie było zmiłuj się, syn też pomagał przynajmniej odkąd wystawili mu oceny semestralne. A zatem pierwsze postanowienie noworoczne zostało zrealizowane :) Bilans co prawda wypada póki co na 1:11, ale liczę na to, że to 11 zostanie zmniejszone.


W tym roku zabrałem się też wcześniej za rozliczanie PITów i już jestem "po robocie". Zobaczymy jaki tym razem będzie czas zwrotu nadpłaty. Bywały czasy, gdy rozliczając się wcześniej czekało się miesiąc - dwa. Raz zdarzyło nam się dostać pieniądze po 3 tygodniach. Czytałem, że ktoś tam dostał nawet po tygodniu, ale czytałem też, że urzędy spóźniały się haniebnie i wypłacały nadpłatę po ponad pół roku... Swoją drogą, ciekawe czy z odsetkami za opóźnienie. Mam nadzieję, że w naszym przypadku tak nie będzie i że dostaniemy przelew przed urlopem. Miło by było sfinansować z tego wyjazd wakacyjny.


Liczyłem na śnieżną pogodę w ferie, przynajmniej w górach, a tu widzę, że nic z tego. Myślałem, że uda się zabrać dzieciaki na narty, przynajmniej na weekend, ale jak czytam, dziś w Szklarskiej Porębie deszcz; więc pewnie w Karpaczu to samo. Być może jeszcze Zieleniec jako tako się trzyma, bo tam wytwarza się specyficzny mikroklimat, ale to trzeba by było ustalić przed samym wyjazdem. Cóż, żona urlopu nie dostała, więc wyjazd gdzieś dalej i na dłużej odpada. Szkoda by było, gdyby się nie udało choć raz pojeździć na nartach. Odpadłby jeden z nielicznych plusów zimy...