wtorek, 31 stycznia 2017

Po chorobie

W tym roku nie będę bilansował miesięcy. Postanowiłem sobie nie mieć postanowień noworocznych :) Tak dla odmiany.


Co do rzeczy, o których pisałem w poprzednich wpisach, no to tak: palenie rzuciłem, na szczęście zanim na dobre się wkręciłem, choć i tak nie było łatwo.


Na bal sylwestrowy poszedłem, żeby sprawić przyjemność żonie. Nie okazała się na tyle współczująca, żeby powiedzieć zdecydowanie: jesteś chory, nigdzie nie idziemy. Przebąkiwała tylko, że może jednak byśmy zrezygnowali, ale z taką niechęcią, że nie miałem odwagi powiedzieć: dzięki, też marzę o spędzeniu tego wieczoru pod kocem. No więc poszliśmy, wróciłem półżywy, bo mimo naszprycowania się tabletkami dostałem gorączki. Znaczy najpierw był ze mnie nędzny tancerz, bo byłem osłabiony po końskiej dawce lekarstw, a później kiepski tancerz z dreszczami, bo dostałem gorączki. Na szczęście nie siedzieliśmy do końca, ale do 3 jakoś wytrzymałem. Skutek sprawiania przyjemności żonie: to był mój najgorszy Sylwester, przedłużenie choroby i zarażenie kumpla, koło którego siedziałem. Na szczęście jest bardziej wkurzony na moją żonę, że mnie wyciągnęła w takim stanie niż na mnie.


A poza tym cóż, mimo pogody jaką lubię, jako zapalony narciarz, z przykrością muszę przyznać, że w tym roku jeszcze nie szusowałem. Najpierw dlatego, że byłem chory, a później przez nadrabianie zaległości...


I to by było na razie tyle.