środa, 24 lutego 2016

Bilans lutego

Już teraz wiem, że bilans lutego wypadnie na minus i postanowienie noworoczne na ten miesiąc nie zostanie zrealizowane. Miałem się nauczyć jeździć na snowboardzie, co więcej nie migałem się od tego, tylko pogoda nie dała mi szans na spełnienie postanowienia. Chciałem się nawet wybrać z chłopakami w Alpy na parę dni, ale zostałem zakrzyczany, że jak przyjemności to dla wszystkich, a nie tak solo. Rodzina.


Mimo, że zimą niewiele było mrozu, a więcej deszczu, jednak pogoda, a może i czas zaszkodziły naszemu wideodomofonowi. Co prawda zakładaliśmy go małym kosztem, bo akurat dużo było innych, ważniejszych wydatków, ale miałem nadzieję, że jeszcze trochę "pożyje". A tymczasem tego typu chińszczyzna (bo jest i lepsza, skoro wszystko stamtąd do nas trafia) okazała się tandetna i szybko psująca. No cóż, może po prostu zmienię moje postanowienie lutowe z nauki jazdy na snowboardzie na nowy wideodomofon i pozostanę z realizacją postanowień nadal na plusie... :) A jak nie to będzie 1:1. Też nieźle, ale mniej obiecująco na przyszłość.


Jeździłem wczoraj trochę na rowerze i stwierdzić muszę, że Polacy to straszni śmieciarze. Śmieci walają się koło śmietników i to nie na zasadzie, że wiatr coś rozwiał. Po prostu ludziom nie chce się podnieść ręki i ich wrzucić. W pobliżu wyjść z bloków (własnych) robią sobie "dzikie" śmietniska i ustawiają worki, przy ścieżce rowerowo - pieszej pełno papierów, plastikowych butelek, kubków po napojach, torebek po żarciu z McDonalda czy KFC. Słowo daję, niektórzy nie powinni nic dostawać na wynos. To tak jak z wózkami przed marketami, dopóki były na monety - były odstawiane na miejsce, a teraz jak są za darmo to walają się po całym parkingu, bo miłej pani czy panu zmęczonym niewątpliwie po siłowni czy bieganiu, nie chce się koszyka odstawić. Siano z butów wyłazi nawet tym, jeżdżącym drogimi samochodami. Jak mówiła moja babcia: jak ktoś się wieśniakiem urodził, to i wieśniakiem umrze. Mając oczywiście na myśli wieś mentalną, a nie geograficzną.


Miłego dnia.

wtorek, 2 lutego 2016

Bilans stycznia

Póki co, albo raczej powinienem napisać - w styczniu, bo na "póki co" jeszcze za wcześnie, mój sposób na postanowienia noworoczne się sprawdził. Teraz mogę się przyznać, że postanowiłem sobie w pierwszym miesiącu roku zrobić porządek w garażu (w którym mam też warsztat). Miało być przejrzenie rzeczy potrzebnych i niepotrzebnych, wyrzucenie zbędnych i posegregowanie niezbędnych, bo odkąd wdrażam syna w majsterkowanie (gender genderem, ale chłopak powinien wiedzieć co to śrubokręt, młotek i klucz francuski ;) ), zrobił się tam straszny burdel. A zatem, miały być porządki i dokupienie kilku skrzynek, a skończyło się na wyrzuceniu starych szafek i kupnie nowych, bardziej "warsztatowych", a mniej kuchennych, nowych skrzynek też, montażu kilku uchwytów na sprzęty i w ogóle wielu godzinach spędzonych w garażu. W sumie cieszę się, że zabrałem się za to w zimie, bo ogólnie teraz jest mniej pracy. Przy okazji nie było zmiłuj się, syn też pomagał przynajmniej odkąd wystawili mu oceny semestralne. A zatem pierwsze postanowienie noworoczne zostało zrealizowane :) Bilans co prawda wypada póki co na 1:11, ale liczę na to, że to 11 zostanie zmniejszone.


W tym roku zabrałem się też wcześniej za rozliczanie PITów i już jestem "po robocie". Zobaczymy jaki tym razem będzie czas zwrotu nadpłaty. Bywały czasy, gdy rozliczając się wcześniej czekało się miesiąc - dwa. Raz zdarzyło nam się dostać pieniądze po 3 tygodniach. Czytałem, że ktoś tam dostał nawet po tygodniu, ale czytałem też, że urzędy spóźniały się haniebnie i wypłacały nadpłatę po ponad pół roku... Swoją drogą, ciekawe czy z odsetkami za opóźnienie. Mam nadzieję, że w naszym przypadku tak nie będzie i że dostaniemy przelew przed urlopem. Miło by było sfinansować z tego wyjazd wakacyjny.


Liczyłem na śnieżną pogodę w ferie, przynajmniej w górach, a tu widzę, że nic z tego. Myślałem, że uda się zabrać dzieciaki na narty, przynajmniej na weekend, ale jak czytam, dziś w Szklarskiej Porębie deszcz; więc pewnie w Karpaczu to samo. Być może jeszcze Zieleniec jako tako się trzyma, bo tam wytwarza się specyficzny mikroklimat, ale to trzeba by było ustalić przed samym wyjazdem. Cóż, żona urlopu nie dostała, więc wyjazd gdzieś dalej i na dłużej odpada. Szkoda by było, gdyby się nie udało choć raz pojeździć na nartach. Odpadłby jeden z nielicznych plusów zimy...