środa, 29 maja 2013

Mąż - zwierzę domowe?

W zeszłą niedzielę byliśmy u znajomych. Mieliśmy wpaść tylko na chwilę, oddać sprzęty remontowe, ale dzieciaki zaczęły się bawić więc zostaliśmy zaproszeni na pogaduchy i obiad. Zdziwiony nieco byłem, że kolega dostał inne danie niż my, więc zapytałem w żartach czy on taki wybredny gastronomicznie, że trzeba mu coś innego serwować, na co otrzymałem odpowiedź, że nie, że on dostał resztkę tego co wczoraj było, bo zostało. Palnąłem więc, że to trzeba było wyrzucić a dać mu świeże, na co dostałem pod stołem kopa od małżonki. U nas w domu co prawda czasem jemy to co było wczoraj, ale wszyscy, jak się z premedytacją nagotuje więcej. Koleżanka odpowiedziała, że u nich w domu obowiązuje zasada, że jedzenia się nie wyrzuca. Narażając się na kolejnego kopa, zapytałem czemu sama nie zje, na co odpowiedziała, że ona tak nie lubi, a poza tym to ona gotuje... Spytałem jeszcze czy nie chcą pieska, a koleżanka skwitowała to z kwaśnym uśmiechem patrząc na męża, że przecież ma...


Doszedłem więc do wniosku, że skoro takie potrafią być baby, to mam najfajniejszą żonę na świecie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz